środa, 8 maja 2013

42

- A jak tam, stary, z twoją teczką?
- Nie dzisiaj, ziom. Nie dzisiaj.
- Ale powiedz mi, że jeszcze tego nie zjebałeś.
- No, jeszcze nie.
- Jeszcze? Czyli ile masz czasu?
- Stary, mówiłem - nie dzisiaj.
- Ok. Ale jutro, dobra?
- Spoko, spoko. Tylko, że jutro znów będzie dzisiaj.




             Nie mogę się odezwać. Moje usta są pełne krwi. Funkcjonuję na granicy niebytu, idąc wzdłuż cienkiej linii, granicy między jawą a snem, która zdaje się zanikać. Czy jest coś poza mną i moimi myślami? Osoby, które spotykam każdego dnia zdają się być przerysowane. Czy możliwe, że je wymyśliłem? Boję się podnieść oczy i spojrzeć na swoje słowa. Zgubiłem się gdzieś pomiędzy fantazją a zimną niczym stal rzeczywistością. No, dalej, spójrz na to, co napisałeś. Serio? Dalej będziesz zachowywał się jak dziecko? Dobrze wiesz, że strach dyktował ci warunki całe życie. Ale przecież strach jest dobry, prawda? Sam już nie wiem. Kiedy raz zwątpisz we własne myśli, nie ma już odwrotu. Czy naprawę tak uważam czy już pogubiłem się w swoich kłamstwach? Tak długo przekonywałem się do danego poglądu, że nie wiem już czy szczerze w niego wierzę. Czuję dreszcze i dziwne uczucie ciężkości. Chorobę bez przyczyny, z objawami, które sam stworzyłem. Czy mój organizm może dawać mi jakieś znaki? Podświadomość wykręca mi flaki bym przyznał jak źle ze mną jest. Tej kurwie pewnie wszystko się układa. Pięty nie mogą znieść już ciężaru mojej głowy. Zabawne wydaje się lepienie słów nie mając wglądu w duży obrazek. Nie wiem nawet jaki mam kolor włosów czy oczu, skąd mam wiedzieć co robić? Dziecko tkwiące we mnie, na które wielokrotnie starałem się przerzucić piętno winy, już odeszło. Czy naprawdę wbrew wszystkiemu co chciałem i myślałem w końcu dorosłem? Brakuje mi drugiej osoby, a jednocześnie pławię się w swojej samotności. Nic nigdy nie było dla mnie tak ważne jak niezależność. Zbyt wiele razy widziałem, co jest w stanie osiągnąć mój mózg, bym nagle przestał w niego wierzyć. Jednak gdzie jest ta pierdolona ambicja? Poszła z dymem, stary. Z dymem.
            Trzask. Uciekaj mały szczurku, biegnij w swoim kółeczku. Szybciej, szybciej! Podążaj za swym zdradliwym węchem, goń zapachy niczym dziecko bańki mydlane. Czujesz tę krew, szczurku? Spójrz na swoje łapy. Tak, to wszystko twoj dzieło. Biegnij i szukaj, łap i zabijaj. Jak to jest, że każda istota na ziemi dokładnie wie co ma robić poza tobą? Ptaki wiedzą kiedy odlecieć na południe. Mały, najmniejszy z owadów wie, gdzie się udać po pożywienie, jak przetrwać. Pozostawiony na pustyni skorpion znajduje wszystko, co mu potrzebne. Noworodek obejmuje ustami matczyną pierś i pędzony instynktem ssie życiodajne mleko. Jakim cudem ty gubisz się we własnej głowie? Nawet pierdolony plankton wie co ma robić, a ty nie. Biegasz na oślep, mały szczurku. Ciągnie cię do krwi, żywisz się cudzymi porażkami, chłoniesz niepowodzenia. Lewa przed prawą, po kościach, po czaszkach i już jesteś na szczycie. To tylko miraże. Ziemia zaczyna trząść się pod twoimi łapkami. Zapadasz się. I już jest zimniej i już jest ciemniej. I znów pachnie krwią. Czujesz? To musi być gdzieś w tamtym kierunku. Biegnij. Biegnij, szczurku! Cały czas przed siebie, cały czas do końca. Walcz i atakuj, rozrywaj i pożeraj. Twoja droga nigdy się nie skończy. W kole bowiem nie ma ślepych uliczek. Dopóki biegniesz - przegrasz, szczurku. Ale skąd miałbyś to wiedzieć?
            I znów krew zalepia mi oczy. Jest jej tak dużo, że można poczuć ją na języku. Lalka patrzy się na mnie swymi szklanymi oczętami. Czy ktoś zostawił ją tutaj naumyślnie? W ciemności wszystko wydaje się złowrogie. Jej naderwany kubraczek szeleści targany przez wiatr. Księżyc zdaje się wzmagać wszelkie dźwięki niczym megafon. Nie wiem czy ciągle pada, czy po prostu wciąż jestem mokry. Ale chyba od tego się zaczęło, czyż nie? Wszystko narodziło się w deszczu, tak trwa i pewnie tak też sczeźnie. Ogień, deszcz i krew - z nich powstałem. Gdyż nie ma dymu bez ognia, nie ma uśmiechu bez krwi i nie ma słońca bez deszczu. O słońce, tyle razy spoglądałem w twym kierunku zastanawiając się czy ktoś kryje się w twych promieniach. Rozmyślając czy ktoś z góry odpowiada mi spojrzeniem. Świetlisty tron jednak stoi pusty, płonącogrzywe rumaki rozbiegły się po firmamencie, zostawiając rydwan w niełasce. Wtedy zrozumiałem, że to, co się liczy najbardziej, to właśnie mój prywatny wszechświat. Wszechświat, który nie istniał zanim się narodziłem i po którym nie pozostanie już nic, gdy odejdę. Pomimo, a może właśnie dzięki, jego niedoskonałościom i szczerej prostocie jego istnienia wiem, że oddałbym życie, aby go ocalić. Sam jestem panem swego życia i bogiem swojego prywatnego wszechświata. Nie szukam już nikogo w słońcu, teraz wystarczy mi lustro. Znalazłem odpowiedź i mówię to dumnie - jestem sam potrójnie.

2 komentarze:

  1. Lustro odbiciem stanu, niczym więcej poza chwilą obecną.
    Cel staje się wszelką ułudą, ilekroć próby osiągnięcia go krążą monotonną i niezmienną ścieżką.
    Te same radości - jednakie porażki; zero zmian na lepsze.
    Wszechświata nie winno nazywać się kompletnym, kiedy brak w nim skruchy; gdy bliźniacze błędy popełniane są ze zdwojoną siłą, a najwyższą wartością jest kłamstwo. Samego siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bywało gorzej.

    OdpowiedzUsuń