wtorek, 29 stycznia 2013

Ty na prostej, a ja na skręcie

- A co? Znowu oglądasz filmy z tamtej strony?
- Ta, w tym momencie jakiś dziadek wchodzi po schodach. Nagi. I nie ma nogi.
- Klasyk. Jak jest na golasa, to znaczy, że jest sztuka.
- No, raczej. To już jest standard, stałym elementem tych kretyństw jest nagość.
- Bo jakby nie był goły, to byłby to po prostu film o typie na schodach, a tak to jest głębokie.
- O, nie! Teraz się kładzie obok jakiegoś drugiego zioma. Kurwa, co on mu robi?!
- Nie! Nie mów mi! Ja pierdolę, to są jakieś gołe dziady bez kończyn. Nie chcę wiedzieć co oni robią.



         Drżącymi rękoma poprawiał kamerę. Kadr, który tak sumiennie ustawiał godzinami, nareszcie był perfekcyjny. Światło doskonale nierówne. Dźwięk idealnie zniekształcony przez wiatr. Jakość nagrywania zmieniona na niską. Mrugające, czerwone świecidełko świeci i mruga. Wszystko gotowe. Teraz wystarczyło tylko czekać, aż jego młodszy brat-asystent przyprowadzi ze studia, omijając kosiarkę i grabie, aktora na plan. Przestrzeń studyjna wydzielona w garażu dumnie spełniała wszystkie swoje role, zarówno podczas charakteryzacji jak i kompozycji ścieżki dźwiękowej. Reżyser-scenarzysta-dźwiękowiec-oświetleniowiec-operator-ochroniarz-parkingowy-fluffer z rozmarzeniem wspominał dni spędzone tam, na pieczołowitym łączeniu brzmień dwóch klawiszów swojego keyboardu z dźwiękiem gniecionych, kreszowych spodni.
        Główna gwiazda produkcji dziarskim krokiem wkroczyła na plan. Jego hebanowe owłosienie i mądre oczy wskazywały, że nie ma się do czynienia z byle kim. Był to naprawdę wspaniały okaz labradora. Zająwszy miejsce, psychiczne przygotowywał się do sceny. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z reżyserem-producentem-tokarzem, którego uważał nie tylko za mentora i twórczą inspirację, jak również za worek mięsa, który wsypuje mu chrupki do miski. Kiedy uporał się już z wygnaniem myśli o chrupkach ze swojego umęczonego umysłu artysty, spojrzał w kierunku ogródka. Nie wiedział czemu, ale widok tej cudownie szarej trawy, w akompaniamencie prześlicznie szarych tulipanów, na tle przejrzystego, szarego nieba z połyskującym, szarym słońcem, zawsze działał na niego kojąco. Był już gotowy. Czas rozpocząć magię. Akcja!
         Kiedy ostatni człowiek na ziemi, na sekundy przed swoją bolesną śmiercią, odkrył w końcu, co doprowadziło do zagłady świata jaki znał, wskazał właśnie ten moment. Na dźwięk klapsa, któremu towarzyszył donośny gwizd, razem ze zgrabnie wirującym w ręku asystenta chrupkiem, aktor rozpoczął swój pokaz. Wszystkie cztery łapy, z gracją równą balerinie, wkroczyły wprost w środek kadru. Cała, dwuosobowa, ekipa zamilkła. Utalentowany labrador naprężył wszystkie swoje mięśnie. Pozwolił, aby przygotowany reflektor, niedokładnie oświetlił każde jego ścięgno, a powstały cień umiejscowił się w najbardziej krytycznym punkcie. Wschodząca gwiazda kina, z niebywałym kunsztem, poczęła lekko warczeć, tak aby dźwięk ten, wraz ze wszelkimi zakłóceniami z okolicy, dotarł do membrany. Maszyna ruszyła, a czas jakby zastygł. Sekundy zdawały się godzinami, kiedy wszyscy na planie wpatrywali się w ten cudowny akt twórczości. Magia, piękno i głębia biły od natchnionego aktora. Scena, która miała zmienić świat. Scena, która otwierała umysły i zakrzywiała światopoglądy. To wszystko działo się na ich oczach. Napięcie narosło już do niebotycznych wartości, czas nie był w stanie już dłużej ustać w miejscu. Ostatni skurcz mięśni i... Czworonóg, wręcz fenomenalnie i nawet wzruszająco, zesrał się na chodnik.
         Błysk w oku reżysera-lektora-baristy-krematora mówił wszystko. Jego perełka nareszcie była gotowa. Już dosłownie minuty, potrzebne na skomplikowany proces montażu, dzieliły go od wydania swojego dziecięcia na świat. Jeszcze kilka lat temu nikt, łącznie z nim samym, nie podejrzewał, że wywróci świat do góry nogami. Przez głowę przewinęły mu się obrazy wszystkich, którzy w niego wątpili. Trudno w to uwierzyć, ale niektórzy nawet nazywali go szalonym, inni po prostu nieudacznikiem i prawiczkiem. Ha! I kto teraz jest nieudacznikiem? Uśmiechnął się do siebie w duszy i chwytając za kamerę pognał między półki z kluczami nasadowymi i wiertłami. W głowie wciąż bębniła mu tryumfalna myśl: "Sztuka, dziwki!".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz